Myśliwi będą panami lasów
Wystarczy, że stwierdzą, iż utrudnia im polowanie. Właściciel ziemi będzie musiał udowodnić przed sądem, że jego niezgoda na polowania wynika z przekonań religijnych.
Takie zmiany przewiduje nowelizacja Prawa łowieckiego przygotowana wiosną przez resort środowiska.
Z pozoru konserwuje już istniejące myśliwskie przywileje: możliwość zabierania dzieci na polowanie, strzelanie trującą środowisko ołowianą amunicją albo brak ocen oddziaływania na środowisko dla planów łowieckich - tak jakby odstrzał jeleni lub saren nie miał wpływu na rzadkie i chronione gatunki, takie jak rysie lub wilki.
Prawdziwie rewolucyjna zmiana, która może dotknąć wszystkich z nas
Po nowelizacji ustawy planów łowieckich nie będzie można zaskarżyć. Jedyna organizacja, która będzie miała do tego prawo, to Polski Związek Łowiecki. Zdaniem organizacji pozarządowych, takich jak Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, lecz także Rządowego Centrum Legislacji jest to sprzeczne z konstytucyjną zasadą równości wszystkich podmiotów wobec prawa.
Prawdziwie rewolucyjna zmiana, która może dotknąć wszystkich z nas, kryje się w dodaniu artykułu 42aa oraz punktu do artykułu 51 ustawy Prawo łowieckie. Określają one czyny zabronione i wykroczenia zagrożone grzywną. Dziś są w nich wymienione takie czyny jak wybieranie jaj czy strzelanie przez myśliwych zbyt blisko zamieszkanych budynków.
Ministerstwo Środowiska chce, by karać grzywną - jako za wykroczenie - tego, kto "utrudnia lub uniemożliwia wykonywanie polowania". Resort argumentuje, że taki przepis jest potrzebny, bo "wykonywanie polowań jest działalnością legalną, ściśle określoną przepisami prawa, mającą na celu redukcję liczebności zwierząt łownych w celu m.in. ograniczania szkód wyrządzanych przez nie w gospodarce rolnej i leśnej".
"Celowe utrudnianie i uniemożliwianie powyższej działalności z powodów choćby ideologicznych może prowadzić do wzrostu liczebności tych gatunków do stanów wykraczających poza możliwości wyżywieniowe (.) i w konsekwencji zwiększeniem rozmiaru szkód łowieckich. Jednocześnie już sam fakt przebywania osób postronnych na obszarze wykonywania polowania rodzi niebezpieczeństwo dla tych osób" - piszą w uzasadnieniu przedstawiciele resortu.
Myśliwi będą mogli pogonić właściciela z jego ziemi
- Teoretycznie ma to być przepis skierowany przeciwko organizacjom ekologicznym blokującym polowania, ale to tylko teoria, bo uderzy on we wszystkich. Myśliwi staną się panami lasów, pól i łąk, w tym prywatnych - mówi Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. - W przeciwieństwie do uzasadnienia w samej nowelizacji nie jest określone, co to ma być to utrudnianie. To myśliwy będzie autorytarnie decydował, że ktoś mu coś utrudnił. O taki czyn będzie mógł oskarżyć każdego spotkanego w lesie grzybiarza, fotografa albo kogoś, kto udał się zwyczajnie na spacer i coś mu przypadkiem spłoszył spod lufy - wyjaśnia Ślusarczyk.
Myśliwi będą mogli nawet pogonić właściciela z jego ziemi. Wbrew orzeczeniom Trybunału Konstytucyjnego droga prywatnego właściciela do wprowadzenia zakazu polowania na własnej ziemi będzie długa i wyboista. Będzie musiał udowodnić przed sądem, że jego niezgoda na polowania wynika z przekonań religijnych. Dotychczas właściciele mogli pozbyć się myśliwych, np. uprzykrzając im życie spacerami w czasie polowań.
W środę zapytaliśmy drogą mailową Ministerstwo Środowiska, czy nie uważa, że tak ogólnie sformułowane przepisy nie będą nadużywane i nie ograniczą osobom postronnym dostępu do lasów skarbu państwa lub innych terenów, na których mogą się odbywać polowania. Do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Polowanie na Romka
Żeby rozumieć, co szykują nam minister Jan Szyszko i jego resort, trzeba przypomnieć historię Romka z Hajnówki, zapalonego ornitologa. We wrześniu 2010 r. Romek, wówczas licealista, wybrał się na podglądanie ptaków do Puszczy Białowieskiej.
Gdy wyszedł z lasu na polanę Wilczy Jar, spotkał leśnika z niemieckim myśliwym. Leśnik nie był zbyt zadowolony z obecności Romka w miejscu, w którym chciał polować z Niemcem. Dwa dni później w czasie podobnej wycieczki Romek został już zatrzymany przez straż leśną nadleśnictwa Hajnówka. Zrewidowano mu plecak i zabroniono przychodzenia do lasu, bo tu się poluje.
Po kilku miesiącach Romek dostał wezwanie do komendy policji, gdzie próbowano ukarać go mandatem za utrudnianie polowania i umyślne płoszenie zwierzyny. Nadleśnictwo Hajnówka, które zaprosiło myśliwego z Niemiec na polowanie, miało stracić kilkadziesiąt tysięcy złotych. Sprawa trafiła do sądu w Hajnówce, który zmiażdżył skarżących i oddalił wszystkie zarzuty przeciwko Romkowi.
Sąd stwierdził, że płoszenie zwierzyny, jak stanowią przepisy, musi być celowe, a z takim zamiarem Romek nie udał się do lasu. Sąd zaznaczył też, że wszyscy obywatele korzystający z lasów skarbu państwa są równi i prawa myśliwego polującego na jelenie nie są nadrzędne wobec praw innych, w tym chcących obserwować ptaki.
- Po wprowadzeniu zmian w prawie łowieckim już tak nie będzie - wyjaśnia Ślusarczyk. - Po pierwsze, nie jest w nim określone, co to ma być to utrudnianie, czyli myśliwy będzie autorytarnie decydował, że ktoś mu coś utrudnił. Po drugie, ponieważ zaproponowany przepis nie stanowi wbrew temu, co jest w uzasadnieniu, że to ma być celowe utrudnianie, o taki czyn myśliwy będzie mógł oskarżyć każdego spotkanego w lesie grzybiarza, fotografa albo kogoś, kto udał się zwyczajnie na spacer i coś mu przypadkiem spłoszył spod lufy.
Adam Wajrak
http://wyborcza.pl/1,75398,20711284,mysliwi-beda-panami-lasow.html
|